niedziela, 24 sierpnia 2014

Owcza wełna. "Summer under 12 stars"

W tym tygodniu intensywnie pracowaliśmy nad wykonaniem ozdób z owczej wełny, które w przyszłym tygodniu zaprezentujemy mieszkańcom naszej małej gruzińskiej ojczyzny na wystawie w galerii sztuki. 


Nikt z nas nigdy wcześniej nie miał do czynienia z owczą wełną, więc zaciekawieni czekaliśmy na instrukcje Gvancy, która zawsze nam pomagała, gdy popełniliśmy gafę. Mimo tego, że wykonywanie ozdób z tego materiału jest czasochłonne zdołaliśmy wykonać szaliki, tradycyjne gruzińskie czapki i kamizelki, które służą do ozdabiania butelek, a także naszyjniki i kolczyki.


 Wszyscy uczestnicy entuzjastycznie podchodzili do pracy i pomagali sobie wzajemnie. Pod koniec warsztatów zostaliśmy niemalże specjalistami od owczej wełny i nie musieliśmy już konsultować każdej czynności z prowadzącą. Ciekawe zostaną ocenione owoce naszej pracy przez mieszkańców Zugdidi.. 


.

środa, 13 sierpnia 2014

Nowi ludzie nowe miejsca. "Summer under 12 stars"

To już kolejny tydzień pobytu naszych wolontariuszy w Gruzji. Sprawdźmy co u nich słychać.


Ostatnie dni upłynęły nam na warsztatach z dziećmi a weekend na podróżach. Pierwszego dnia mieliśmy prezentacje o Polsce i poszczególnych miastach, z których przyjechaliśmy. Dzięki grom zapoznaliśmy się z uczestnikami i udało nam się przełamać pierwsze lody. Nazajutrz spotkaliśmy się w Ogrodzie Botaniczym w centrum Zugdidi. Uczestnicy naszych warsztatów okazali się bardzo otwarci. Zaczęliśmy od zabaw wymyślonych przez nas, w międzyczasie pokazując im również te polskie. To zachęciło lokalną dziatwę do wyjścia z inicjatywą.




W piątek odbyła się przentacja o programie EVS, która wzbudziła wielkie zainteresowanie wśród uczestników. Pewnie za 2 – 3 lata możemy spodziewać się sporej ilości wolontariuszy z Gruzji chcących przyjechać do nas.




Zaraz po lekcji rosyjskiego udaliśmy się w naszą pierwszą podróż po Gruzji, do Kutaisi. Zaczęliśmy od łapania stopa i już po 5 minutach siedzieliśmy na tylnim siedzeniu w 4 osoby! Nasz kierowca okazał się na tyle miły, że nie tylko mieliśmy bezpośrednią podwózkę do Kutaisi, ale jeszcze zabrał nas do Gelati, historycznego klasztoru.



Na noc zatrzymaliśmy się w hostelu i następnego dnia wyruszyliśmy do jaskini Prometeusza. W drodze powrotnej również postanowiliśmy łapać "okazję", co - jak się okazuje - w Gruzji nie jest takie trudne. Wieczorem wróciliśmy już do Zugdidi, w dodatku z kolegą naszego pierwszego kierowcy, który specjalnie zawiózł nas do domu i wrócił do Kutaisi (tak, Gruzini są baaardzo gościnni!). W niedzielę udaliśmy się do oddalonej o 30 km nadmorskiej miejscowości – Anaklia, były to nasze pierwsze spotkanie z Morzem Czarnym. Od poniedziałku wracamy na warsztaty z dziećmi.



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Witamy na Kaukazie! "Summer under 12 stars"

Dwie wolontariuszki z Gruzji przyjechały do nas na projekt "Europe at my playground", a my tymczasem wysłaliśmy aż czwórkę naszych rodaków między Morze Czarne a malownicze góry Kaukazu. Ania, Basia, Gosia i Tomek przez dwa miesiące będą organizować warsztaty z gruzińską młodzieżą w Zugdidi oraz przygotowywać z nimi akcje uliczne w ramach projektu "Summer under 12 stars" Projekt skupia się na przekazaniu lokalnym mieszkańcom jak najwięcej nie tylko polskiej, ale europejskiej kultury. 2 sierpnia postawili (więkość z nich po raz pierwszy) swoje stopy w Sakartvelo (gruzińska nazwa Gruzji). Jak minął im ich pierwszy tydzień?



Tak opisuje to Ania:

No i jesteśmy! Po dość ciężkim początku przybyliśmy do Gruzji. Ulokowaliśmy się w Zugdidi, dość blisko centrum, bo około 20 minut piechotą. W dniu przybycia czekała już na nas Lika, nasza koordynatorka. Następnego dnia spotkaliśmy się, aby się poznać, powiedzieć o swoich oczekiwaniach i planach. Poszliśmy też zwiedzać miasto. Zugdidi okazało się, przynajmniej w moim przekoananiu, sporo mniejsze, niż się spodziewałam, życie toczy się tu spokojnym rytmem, wyłączając jedynie szalonych kierowców. Nie obyło się bez odwiedzenia lokalnej knajpy i spróbowania chaczapuri i chinkali oraz popicia ich lokalną oranżadą gruszkową (przepyszna!). 



Kolejnego dnia spotkaliśmy się już całą grupą, razem z mentorką i liderem. Omawialiśmy plan na najbliższe dwa miesiące, wymienialiśmy pomysły i sugestie. Poznaliśmy też szkołę, w której będziemy prowadzić warsztaty i poznaliśmy historię tego miejsca. Okazało się, że szkoła ta jest sponsorowana przez kościół prawosławny. Niestety nie ma aż tylu funduszy, co te państwowe, dlatego też nauczyciele często charytatywnie pomagają np. przy malowaniu ścian. Nasza koordynatorka i mentorka uczy tam angielskiego. 


Ponadto, zaczęliśmy też kurs gruzińskiego. Lika była na tyle miła, że zorganizowała dla nas lekcje języka gruzińskiego i rosyjskiego po dwa razy w tygodniu każdy. Jutro czeka nas pierwsze spotkanie z dzieciakami i prezentacja o Polsce.

Lika ucząca nas gruzińskiego. A mówią, że polski jest trudny!

Witamy we Wrocławiu! "Europe at your playground"

Od połowy lipca jesteśmy dumnymi gospodarzami pierwszego projektu organizowanego przez nas we Wrocławiu. Na krótkoterminowy projekt zawitali do nas: Mariam i Nino z Gruzji oraz Lorenzo i Roberta z Włoch. Pomysł na projekt szkoły letniej dla wrocławskiej młodzieży zrodził się w głowie Justyny Kańczukowskiej. Wiele dzieci z Wrocławia całe wakacje spędza w mieście, nie wyjeżdżając poza jego obszar o wyjazdach za granicę nie wspominając. Dlatego ideą naszego przedsięwzięcia było przyprowadzenie Europy na podwórka stolicy Dolnego Śląska. Podczas dwóch miesięcy pobytu we Wrocławiu nasi wolontariusze zorganizują cztery turnusy, podczas których uczestnicy będą mogli się uczyć i bawić.  Aktywności dotyczą takich tematów jak: ekologia, recykling, tolerancja, międzykulturowść, kuchnia. Program jest autorstwa naszych wolontariuszy i został specjalnie dostosowany do możliwości i potrzeb dzieciaków. Praca odbywa się w języku angielskim oraz…przy użyciu gestów i komunikacji niewerbalnej. Nad wszystkim czuwają trenerzy Centrum oraz wolontariusze z Polski. Co skłoniło naszych gości do odwiedzenia Polski i Wrocławia? Każdy miał inne motywacje.





Mariam: Byłam bardzo podekscytowana myślą o przyjeździe do Polski. Dodatkowo bardzo spodobał mi sie projekt. Edukacja pozaformalna daje zawsze mnóstwo inspiracji.

Roberta: Ja z kolei byłam kiedyś na wakacjach w Polsce z rodzicami i strasznie mi się spodobało. Jestem szczęśliwa, że mogłam przy okazji znaleźć projekt przy którym się realizuję. W Neapolu studiuję sztuki piękne i w zajęciach z dziećmi staram się przemycać metody artystyczne.

Nino: Mnie do przyjazdu skłonił sam projekt. Na samym początku po przyjeździe poświęciliśmy dużo czasu na przygotowanie programu, planu, metod. Teraz to sama przyjemność. Piszemy też bloga o naszych aktywnościach. To świetne narzędzie, które pomaga nam przemyśleć co i jak robimy, skłania do refleksji.

Lorenzo: Kiedyś byłem już w Krakowie i Warszawie i teraz czas na Wrocław. Chcę poznać atmosferę miejsca, poobserwować ludzi. Taki wyjazd to duża szansa, która otwiera oczy i umysł na wiele zjawisk.
Trudności? Hmmm… lekcje polskiego z naszym dzielnym nauczycielem Sebastianem? Nasi goście mówią, że nauka polskiego to zabawa , ale wymowa czasem zabija.

- Każdy z naszych wolontariuszy jest inny, dzięki czemu świetnie się uzupełniają i tworzą doskonały zespół. Wspólnie pracowali nad każdym warsztatem,, co zaowocowało bardzo dobrym i merytorycznym planem. Po pierwszym turnusie widać, że ciężka praca się opłacała, a najlepszą nagrodą byli zadowoleni uczestników. Równocześnie mam nadzieję, że doświadczenie jakie wolontariusze zdobędą w czasie pracy z młodzieżą będą mogli wykorzystać w przyszłości – podsumowuje Justyna Kańczukowska, koordynatorka projektu. Już wkrótce więcej zdjęć i informacji z warsztatów.

Więcej o ich działalności można przeczytać na oddzielnym blogu (w j. angielskim) poświęconym ich działalności. Pewnie zastanawiacie się dlaczego osobny blog na temat tego projektu? Otóż, mamy nadzieję, że stanie się to naszą imprezą cykliczną i uważamy, że warto poświęcić temu projektowi osobny rozdział. 

Trzymamy kciuki za dalsze działania!

Hen daleko i rzut beretem.

Kolejnymi wolontariuszkami, które wysłaliśmy na wolontariat w ramach EVS były: Edyta, która pojechała do słonecznej Hiszpanii oraz Kasia, które postanowiły spędzić czas u naszych południowych sąsiadów w Libercu. Co mogą nam powiedzieć o swoich projektach?

Edyta




1. Miejsce projektu: San Cristóbal de La Laguna, Teneryfa, Hiszpania

2. Okres: 1 września 2013 – 31 maja 2014

3. Krótki opis projektu: Głównym elementem projektu było przygotowywanie i prowadzenie warsztatów dla dorosłych na temat odpowiedzialnej konsumpcji w „centrach mieszkańców” na obszarze całej gminy La Laguna. Poza aspektem czysto informacyjnym, każdy warsztat miał też część praktyczną w czasie której uczestnicy przygotowywali np. kosmetyki z aloesu, mydło ze zużytego oleju, przetwory z lokalnych produktów, meble z kartonu, biżuterię z róznego rodzaju materiałów z recyklingu, kosze z papieru gazetowego. Poza tym w ramach projektu uczyłam małych skautów angielskiego, organizowała przeglądy fimów z róznych krajów europejskich, z haczką pomagałam przy tworzeniu społecznego ogródka miejskiego, robiłam warsztaty z animacji poklatkowej, asystowałam przy realizacji innych projektów, współtworzyłam Festiwal Filmów Polskich na Teneryfie, administrowałam stroną internetową projektu łączącego 6 wysp z róznych części świata.

4.  Dlaczego EVS i dlaczego w tym kraju?
Po powrocie ze stażu w ramach programu Leonardo da Vinci postanowiłam iść za ciosem i skorzystać z  kolejnej opcji ciekawego życia w innym kraju. Szukając projektu, bardziej zwracałam uwagę na to co będę w jego ramach robić, niż gdzie. Również nie szczególnie zależało mi na kolejnym wyjeździe do Hiszpanii, bo właśnie tam odbyłam mój staż leonardowy. Ale ostatecznie projekt i organizacja goszcząca wydały mi się na tyle ciekawe, że zaaplikowałam. Poza tym Wyspy Kanaryjskie to jednak coś innego niż Hiszpania kontynentalnaJ

5. Ile czasu zajęł Ci cały proces wyjazdu na wolontariat (od początku poszukiwań do wyjazdu)? Około 6 miesięcy


6. Jak wyglądał ten proces? Jakie były największe trudności?
W marcu i kwietniu 2013r. szukałam ciekawych projektów i wysłałam kilka aplikacji. Po koniec kwietnia organizacja z Teneryfy przeprowadziła ze mną rozmowę rekrutacyjną przez skype, a po kilku dniach zawiadomiła mnie, że zostałam wybrana. Następnie zgłosiłam się do Centrum Inicjatyw UNESCO z zapytaniem, czy będą moją organizacją wysyłającą. Potem obie organizacje zajęły się aplikowaniem do Agencji Narodowej z tym projektem EVSa oraz ze mną jako wolontariuszką. 3 miesiące czekania... i dostałam wiadomość, że projekt otrzymał dofinansowanie. Potem ustalanie szczegółów z organizacją goszczącą, zakup biletu i  pakowanie walizki.
Myślę, że największa trudność to jednak dostanie się na projekt który cię interesuje, bo jednak dość dużo osób aplikuje. Zwłaszcza do krajów Europy Zachodniej i Skandynawskich. Z kilku organizacji do których pisałam otrzymałam odpowiedź, że  dostają codziennie 3-5 zgłoszeń, więc będzie ciężko. Na projekt na Teneryfie aplikowało 300 osób. Ale oczywiście, szukać i próbować trzeba, a prędzej czy później znajdzie się swój mniej lub bardziej wymorzony projekt.

7. Co zaskoczyło Cię najbardziej w kraju goszczącym?
Na Teneryfie zaskoczyła mnie najbardziej jej niewyobrażalna różnorodność przyrodnicza oraz rozmach karnawału.

8. Najpiękniejsze miejsce jakie widziałam to
Wąwóz Masca , który ciągnie się od malowniczej wioski na wysokości 600m n.p.m poprzez monumentalne ściany skalne, strumyczki, bujną roślinność do małej plaży leżacej u stóp ogromnych klifów Los Gigantes.



9. Najzabawniejsza i najgorsza sytuacja. 
Najzabawniejsza to gdy podczas wizytu mojej koleżanki z Polski, która nia zna hiszpańskiego, miałyśmy się spotkać na dworcu autobusowym (Intercambiador), a ona chcąc się upewnić, czy idzie we właściwym kierunku pytała przechodniów o InterCambioDolor. Dziedzictwo Natalii Oreiro wiecznie żywe J Co do najgorszej to jakoś nie mogę sobie przypomnieć coś szczególnie strasznego.


10. Jaką poradę dasz ludziom wyjeżdżającym na EVS? 
Pewnie nic orygnalnego. Warto być aktywnym, szukać opcji robienia tego co cię interesuje również poza organizacją goszczącą. Poznawać ludzi, rozmawiać dużo w obcym języku, zwiedzać, dawać z siebie sporo oraz pamiętać, że się ma mega możliwość nie tylko na wspaniałą jednarazową i niepowtarzalną przygodę, ale na coś co może zmienić Twoje życie. A po tej podniosłej części polecam przyziemne określenie sobie celów na dany miesiąc, takie korporacyjne, ale bardzo pomaga na nieubłagalnie mijający czas. 

Kasia



1. Miejsce: Liberec, Republika Czeska

2. Okres: 15 luty-21 grudzień 2014

3. Krótki opis projektu:
Swój Wolontariat Europejski wykonuję w organizacji Liberecká Občanská Společnost. W ramach projektu mam okazję uczestniczyć w projektach lokalnych i międzynarodowych LOSu, ale także realizować własne pomysły i uczyć się języka czeskiego. Obszar mojej pracy to Euroregion Nysa, w skład którego wchodzą Polska, Niemcy i Republika Czeska, ale moje działania skupiają się na polu Polska-Czechy. 

4. Dlaczego EVS i dlaczego w tym kraju?
Niezaprzeczalnie głównym powodem mojego EVSu w Republice Czeskiej jest wydarzenie sprzed prawie trzech lat, kiedy byłam na Erasmusie w Pradze. To właśnie wtedy zainteresowałam się językiem, kulturą i historią naszych sąsiadów, ale też naszymi dwustronnymi relacjami. Już wtedy myślałam, że fajnie byłoby wrócić na dłużej do Czech, bo tutaj tak naprawdę nie czuję dużej granicy - ani tej fizycznej, ani mentalnej czy kulturowej. Zdecydowałam się na Wolontariat Europejski, bo daje różne, ciekawe możliwości, np. zdobycia nowego doświadczenia zawodowego, doskonalenia swoich umiejętności językowych czy życie wśród społeczności lokalnej w innym państwie. Dlatego mój wybór był jasny: jeśli Wolontariat Europejski, to tylko w Czechach!.

5. Ile czasu zajął Ci cały proces wyjazdu na wolontariat (od poszukiwania do wyjazdu)?
Dziesięć i pół miesiąca.

6. Jak wyglądał ten proces? Jakie były największe trudności?
W moim przypadku proces był dość długi i momentami stresujący. Poszukiwanie organizacji rozpoczęłam na wiosnę 2013 roku, kiedy byłam na ostatnim roku studiów. Na początku stworzyłam swoje CV i list motywacyjny, wzorując się na oficjalnych stronach WE. Następnie rozsyłałam je do czeskich organizacji, które znalazłam w oficjalnej bazie org. pozarządowych i których działalność mnie zainteresowała. Po rekrutacji zostałam wybrana do jednej z organizacji, ale niestety nie otrzymaliśmy grantu. Rozpoczęłam kolejne poszukiwanie i pisanie do org., które dostały dofinansowanie, a które mogłyby poszukiwać jeszcze polskich wolontariuszy. Miałam świadomość, że szanse nie są zbyt duże i muszę mieć szczęście, ale postanowiłam próbować. Systematycznie sprawdzałam też strony poświęcone wolnym miejscom na WE, dołączyłam do grup na facebooku, pisałam do kilku polskich organizacji pozarządowych czy może znają jakąś org. w Czechach, do której mogłabym się zgłosić. Szczęśliwie dostałam odpowiedź od mojej obecnej org. goszczącej, że poszukują jednego wolontariusza z Polski i proponują mi, abym nim została. Największą trudnością było więc znalezienie organizacji czeskiej, która nie tylko poszukuje wolontariusza, ale poszukuje go w Polsce.

7. Co zaskoczyło Cię najbardziej w kraju goszczącym?
Będąc tak blisko granicy czesko-polsko-niemieckiej, zaskoczyło mnie, że w Libercu, ale i w najbliższej okolicy po czeskiej stronie, wiele tablic informacyjnych w różnych miejscach turystycznych nie jest przetłumaczonych na język polski. Zazwyczaj jest niemiecki, angielski czy rosyjski, ale polskiego brakuje.

8. Najpiękniejsze miejsce jakie widziałam to:
W Libercu jest to na pewno miejska zapora wodna (cz. přehrada). Bardzo lubię tam chodzić. Miejsce z pięknym widokiem, m.in. na Ještěd. Idealne do zrelaksowania się.

9. Najzabawniejsza i najgorsza sytuacja to:
Najzabawniejsza to chyba ta, kiedy czekając na przystanku zobaczyłam biegnącą w kolorowej obróżce świnię. Za nią szli jej właściciele. Zabawne były też miny ludzi, którzy widzieli tę sytuację, ale jakby niedowierzali. Sama tak z resztą chyba wyglądałam. Najgorsza z kolei była ta, kiedy wysiadłam z libereckiego tramwaju i na cały głos krzyknęłam do koleżanki, że jej szukałam. Wiadomo, słowo „szukać” w Czechach nie jest tym najlepszym.

10.Jaką poradę dasz ludziom wyjeżdżającym na EVS?
Mogę powiedzieć tylko jedno: wytrwałości. Jeśli marzymy o wyjeździe na EVS do konkretnego państwa, musimy starać się aż do skutku. W końcu się udaje, jestem na to przykładem.

Pierwsze koty za płoty.

Wiadomo, że jak zaczynać - to najlepiej od początku. Dlatego w pierwszym poście chcielibyśmy zamieścić relacje wolontariuszy, którzy swoją przygodę z EVS mają już dawno za sobą. Prezentujemy Wam naszych pionierów, którzy zdecydowali się wyjechać z nami. Są to Marija i Szymon, którzy pojechali do Gruzji oraz Kamila, która postanowiła być wolontariuszką we Włoszech. Każde z nich po przyjeździe na wolontariat odpowiedziała na kilka prostych pytań podsumowujących ich wyjazd. Zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku byliśmy organizacją koordynującą oraz wysyłającą - tzn. aplikowaliśmy o projekt i byliśmy za niego odpowiedzialni finansowo oraz merytorycznie.



Marija i Szymon




1. Miejsce projektu: Tbilisi, Gruzja

2. Okres: 26.02.2013 – 26.11.2013.

3. Krótki opis projektu:
Naszym głównym zadaniem było zrealizowanie albumu ze zdjęciami budynków w Tbilisi zaprojektowanych przez polskich architektów (miał zostać wydany przez Ambasadę RP, ale w końcu do tego nie doszło, więc istnieje tylko w wersji elektronicznej). Poza tym, braliśmy udział jako opiekunowie w obozie dla dzieci we wiosce Szawszwebi (część wioski została wybudowana specjalnie dla uchodźców), blisko granicy z Południową Osetią. Czasem też pomagaliśmy innym osobom z biura przy ich bieżących projektach (poprawianie tłumaczeń na angielski itp.)

4. Dlaczego EVS i dlaczego w tym kraju?
EVS jest dobrym sposobem na zdobycie doświadczenia w pracy w NGO. Wybór kraju był poniekąd przypadkowy, obojgu zależało nam na tym by pojechać do którejś z republik byłego Związku Radzieckiego.

5. Ile czasu zajęło Wam cały proces wyjazdu na wolontariat (od początku poszukiwań do wyjazdu)? Od pierwszego poszukiwania odpowiedniej organizacji goszczącej do rozpoczęcia wolontariatu minęło osiem miesięcy.

6. Jak wyglądał ten proces? Jakie były największe trudności?
Największą trudność sprawiało nawiązanie pierwszego kontaktu z organizacjami do których pisaliśmy.

7. Co zaskoczyło Was najbardziej w kraju goszczącym?
Jedną z najbardziej zaskakujących rzeczy w kraju goszczącym był konserwatyzm obyczajowy.

8. Najpiękniejsze miejsce jakie widzielismy to… okolice góry Kazbeg w północnej Gruzji.

9. Najzabawniejsza i najgorsza sytuacja. 
Najbardziej zabawne sytuacje powstawały podczas prób komunikacji bez prawie żadnej znajomości gruzińskiego, przy pomocy rosyjsko-polskiej mieszanki i gestykulacji. Natomiast najgorsze sytuacje wiązały się z zagospodarowaniem czasu przeznaczonego na pracę w organizacji.

10. Jaką poradę dasz ludziom wyjeżdżającym na EVS?
Osoby które planują wyjazd na Wolontariat Europejski powinny się upewnić czy organizacja, do której sie wybierają na pewno jest odpowiednim miejscem dla nich.








Kamila



1. Miejsce projektu: Pesaro, Włochy

2. Okres: 01.08.2013 – 31.01. 2014

3. Krótki opis projektu:
Mój projekt nosił tytuł „Let’s share the culture!” i polegał w głównej mierze na uczestniczeniu w pracach organizacji goszczącej Vicolocorto. Brałam udział w zyciu biurowym tworząc prezentacje, raporty, uczestniczyłam w eventach współorganizowanych przez NGO oraz w życiu kulturalnym Pesaro (działania biblioteki, nieformlanych grup językowych, festiwalu sztuki Perepepe). Kręciłam także filmy dotyczące różnic kulturowych między polską a Włochami oraz między nami – wolontariuszkami EVS z Polski, Litwy, Hiszpanii, Niemiec, Wietnamu, Chin, Portugalii.

4. Dlaczego EVS i dlaczego w tym kraju?
 Od lat intersuję się kulturą Włoch i językiem, wybór kraju był przemyślany. W związku z moim wiekiem to była decyzja teraz albo nigdy, a więc wyruszyłam na EVSa :).

5. Ile czasu zajęło Ci cały proces wyjazdu na wolontariat (od początku poszukiwań do wyjazdu)?
Proces był dość czasochłonny. Pierwszy projekt, który został napisany przez partnera włoskiego nie został zaakceptowany. Musiałam czekać rok, aby po raz kolejny złożyć projekt tym razem napisany przez CIU.

6. Jak wyglądał ten proces? Jakie były największe trudności? 
Największa trudnością było dla mnie czekanie na decyzję Narodowej Agencji. Pewne trudności nastręczała takze komunikacja z partnerem włoskim.

7. Co zaskoczyło Cię najbardziej w kraju goszczącym? 
Najbardziej zaskakujący był system pracy, biurokracja i system reguł, których musiałam przestrzegać. czułam się trochę jak w szkole.

8. Najpiękniejsze miejsce jakie widziałam to… malutkie miasteczka w regionie Marche, które witają gościnnością, pysznym jedzeniem i pieknymi zabytkami.

9. Najzabawniejsza i najgorsza sytuacja.
Niesamowicie zabawne było życie w mieszkaniu z moimi kochanymi dziewczynami – wolontartiuszkami. Tworzyłyśmy wybuchowa mieszankę kulturową. Zabawne były także wszystkie włoskie wieczory, cudowne chwilę z przyjaciółmi których tam poznałam. najgorsze były momenty kiedy walczyłam ze sprzętem komputerowym, który skutecznie uniemożliwiał mi realizację części mojego projektu dotyczącego filmów. Było to bardzo frustrujące.

10. Jaką poradę dasz ludziom wyjeżdżającym na EVS? 
Bądźcie gotowi na wszystko jeśli dobrze nie znacie organizacji goszczącej. Miejscie swoje oszczędności – kieszonkowe nie wystarcza na normalne życie.

O projekcie Kamili można poczytać więcej pod tym linkiem.

sobota, 9 sierpnia 2014

O kim? O czym?

Witamy na blogu Centrum Inicjatyw UNESCO poświęconemu Wolontariatowi Europejskiemu. Jesteśmy akredytowaną organizacją wysyłającą, goszczącą oraz koordynującą od września 2012 roku. Wcześniej działaliśmy w programie "Młodzież w Działaniu", a od niedawna dostaliśmy również nową akredytację w ramach programu "Erasmus+". W ciągu tych dwóch lat wysłaliśmy już 11 wolontariuszy do 5 krajów: Gruzji, Włoch, Hiszpanii, Słowacji, Czech oraz Francji. Jeśli chodzi o goszczenie we Wrocławiu, to w lipcu 2014 r. pierwszy raz staliśmy się gospodarzami projektu. Naszymi wolontariuszami na miejscu są: Mariam i Nino (Gruzja) oraz Lorenzo i Roberta (Włochy). To właśnie oni przecierają nasze szlaki we Wrocławiu.

Na naszym blogu będziemy zamieszczać relacje wolontariuszy, którzy są na projektach naszych na miejscu lub za granicą. Mamy nadzieję, że te relacje okażą się cenne dla wszystkich, którzy będą chcieli z takiej możliwości w przyszłości skorzystać i zobaczyć z czym to się je.

Tyle słowem wstępu i...let's get it started!