poniedziałek, 27 października 2014

Adam - dobry duch w Scherwiller


W Sierpniu tego roku uczestniczyłem w kursie który przygotował mnie wstępnie do pracy jako wolontariusz przez organizację goszczącą ICE-RF.


Od 1 Września pracuję jako wolontariusz w międzynarodowej organizacji charytatywnej „Emmaus”
w Scherwiller.

Razem ze mną jest jeszcze jedna wolontariuszka. Naszym zadaniem jest pomoc poprzez przyjmowanie wszelkiego rodzaju rzeczy używanych oraz sprzedaż ich na rzecz osobom bezdomnym.

Przyjmujemy różnego rodzaju rzeczy: meble, elektronikę, sprzęt RTV i AGD, obrazy, zegary, monety ubrania, zabawki, aparaty fotograficzne, książki i wiele wiele innych wartościowych rzeczy codziennego użytku.

Podczas wolontariatu wysyłani jesteśmy na obowiązkowe seminaria w których aktywnie uczestniczymy. Podczas seminarium spotykamy innych wolontariuszy wcześniej nam nie znanych którzy pracują w różnych regionach Francji. 


Organizowane są szkolenia o tym na czym polega praca wolontariusza gdzie możemy uzyskać informację o ubezpieczeniu zdrowotnym , informacje o transporcie oraz oczywiście nauka języka francuskiego.


Pierwsze seminarium odbyło się w Sommières w dniach od 15-19.09.14

I będą  następne.


Cieszę się że jestem wolontariuszem wypełniając swoje obowiązki.

środa, 22 października 2014

Drugorzędne spotkania i pierwszorzędne podróże - Jagoda we Francji

Tydzień temu w Maison de l’Europe odbyła się konferencja z attache kulturalnym Cypru, choć nie końca to było planowane… Zaproszono bowiem samego ambasadora, ten jednak został wezwany na interwencję gdzieś w północnej Afryce i na tydzień przed jego przyjazdem w Agen zadzwoniono z ambasady, żeby wszystko anulować. Było mi szkoda mojej pracy, tak pieczołowicie składałam setki zaproszeń na tę konferencję! Po proteście zarządu Maison de l’Europe, przysłano nam w zastępstwie attache (na zdjęciu). Niestety, niewielu mieszkańców Agen przyszło na jego wystąpienie, zresztą muszę stwierdzić, że nie należało ono do szczególnie pasjonujących.


Przez ostatnie dwa tygodnie, wspólnie z  niedawno zatrudnioną animatorką, pracowałyśmy nad organizacją wieczoru obcokrajowców, który ma na celu integrację młodych z całego świata przybyłych do departamentu jako asystenci językowi, au pair, stażyści. Ponadto przygotowałyśmy projekt cyklu spotkań z dziećmi ze szkoły podstawowej, którym postaramy się przybliżyć tematykę europejską. Poza tym, przypadkowo odkryłam, które z zadań zlecanych przez Maison de l’Europe jest moim ulubionym – co więcej, to coś, co za pierwszym razem szczerze znienawidziłam! Polubiłam mianowicie rozwożenie plakatów i ulotek po całym mieście. Razem z moją współpracowniczką przejeżdżamy całe Agen, opuszczone szyby samochodu, wiatr we włosach, dyskutujemy o życiu i przy tym odwiedzamy szkoły, centra animacji, ratusz, muzeum, bibliotekę - daje nam nie tylko odpoczynek od biura i komputerów, ale niekiedy też okazję do rozmów z ludźmi zatrudnionymi w tych instytucjach.


W międzyczasie zwiedziłam Bordeaux (na zdjęciu poniżej) i Tuluzę (na zdjęciu powyżej), miasta pomiędzy którymi, prawie dokładnie po środku, leży Agen. I to nie koniec podróży: stoi przede mną wielki plecak turystyczny i przypomina, że muszę go w końcu spakować, co dla mnie, jak dla większości kobiet, jest sporym wyzwaniem. Jutro wyjeżdżam i wrócę do Agen dopiero za dwa tygodnie. Zaczynam od seminarium wolontariuszy w malutkiej wiosce koło Angoulême (właściwie, nie jestem pewna czy jest tam rzeczywiście wioska, czy to po prostu sam ośrodek szkoleniowy, rzucony gdzieś między lasami), stamtąd udaję się na weekend do Lyonu, po czym do Saint-Etienne na forum młodzieży. Szczęśliwie udało mi się przekonać przełożoną do propozycji mojego znajomego, dzięki czemu spędzę tydzień na międzynarodowym zjeździe na temat polityki młodzieży.


Tak… tylko najpierw trzeba się spakować.


wtorek, 7 października 2014

Nabieram rytmu - Jagoda, "Ensemble, faisons mieux connaître l Europe"

Skwar w Agen szczęśliwie trochę zelżał, mogę więc zacząć koncentrować się na pracy zamiast wycierać strużki potu spływające mi po twarzy przy najmniejszym ruchu. Wszyscy wrócili już z wakacji do codziennych obowiązków, życie nabiera regularności a i moje zadania stają się bardziej klarowne. Przyzwyczajam się coraz bardziej, uczę się akceptować spóźnienia, nabieram biegłości w rozumieniu tutejszego akcentu i czuję się prawie jak u siebie. Prawie – bo nigdy chyba nie można poczuć się za granicą zupełnie jak w domu.

W zeszłą sobotę Maison de l’Europe organizowała dzień drzwi otwartych, co było dla mieszkańców okazją do zapoznania się z działalnością instytucji, w szczególności z ofertą kursów językowych (angielski, hiszpański, portugalski, rosyjski, chiński, francuski jako język obcy). Przygotowania, w tym próby reklamowania wydarzenia, były nieco męczące: woziliśmy plakaty po mieście szukając miejsc, w których moglibyśmy je przykleić, wrzucaliśmy ulotki do skrzynek pocztowych, sprzątaliśmy i dekorowaliśmy sale. Podczas drzwi otwartych rozmawiałam z osobami zainteresowanymi Wolontariatem Europejskim, poznałam wszystkich pracujących tu lektorów (wśród których szczególnie liczną grupę stanowią anglofoni) i wolontariuszy zajmujących się kwestiami administracyjnymi. Wieczorem natomiast przyszedł czas na to, co Francuzi lubią najbardziej, czyli na wspólną kolację z winem.

Nie miałam tym razem ani trochę końcowo tygodniowego wypoczynku, ponieważ w niedzielę pomagałam mojej tutorce, jednocześnie będącej przewodniczącą jednej z dzielnic, w organizacji pchlego targu, w którym wzięło udział około stu sprzedających. Roznosiłam kawę, kroiłam ciasto, smażyłam frytki a pomiędzy tym wszystkim dowiedziałam się, że sąsiedni Le Passage jest miastem partnerskim naszej Włoszczowej i że odbywa się tam całoroczny kurs języka polskiego – zamierzam odwiedzić uczących się i podyskutować z nimi po polsku.

Mogłam oddać się również mojej pasji, czyli książkom, bowiem zgłosiłam się do opracowania biblioteczki anglojęzycznej. Maison de l’Europe otrzymała od prywatnego darczyńcy jego zbiory, które ja następnie w każdej wolnej chwili katalogowałam. Mamy blisko trzysta tomów, pozostaje zakupienie odpowiednich regałów i wypożyczalnia zacznie funkcjonować.

Wszystko co dobre, szybko się kończy - Summer under 12 stars.

Trudno uwierzyć, jak szybko minęły te dwa miesiące. Nawet teraz, kiedy na lotnisku czekamy na samolot do Polski, ciężko przyznać, że to już wszystko. Nasz EVS dobiegł końca.

Ostatni tydzień projektu poświęciliśmy naszym autorskim warsztatom. Tak więc Basia uczyła chemii budując z uczniami St. George Gymnasium najprawdziwszy wulkan. Ania i ja uczyłyśmy polskiego (kto potrafi wymówić „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”?), prezentowałyśmy polskie tradycje, a nawet roztańczyłyśmy salę w rytm poloneza.

Najbardziej udany był jednak ostatni dzień projektu, podczas którego udało nam się zabrać dzieciaki na wycieczkę do Parku Krajobrazowego Martvili. Miejsce to, bogate w liczne zabytkowe cerkwie, pałace, ruiny zamków oraz spektakularny kanion bardzo spodobało się zarówno naszym podopiecznym, jak i nam. Był to miły akord kończący dwumiesięczną przygodę z dzieciakami z którymi naprawdę zdążyliśmy się zaprzyjaźnić.


Ponieważ planując powrót do Polski zostawiliśmy sobie kilka dni wolnego po zakończeniu projektu, udało nam się jeszcze odwiedzić Abchazję. Separatystyczna Republika, przez większość świata uznawana za część Gruzji (jej niepodległość uznaje jedynie Rosja, Wenezuela i Nikaragua), ciekawiła nas już od dłuższego czasu, jednak z powodu procedury wizowej nie udało nam się tam wybrać wcześniej. Do Suchumi dotarliśmy więc akurat na koniec września – i na abchaskie święto niepodległości, które okazało się prawdziwą fetą na ulicach stolicy.
Abchazja zauroczyła nas nie tylko gościnnością, ale również niesamowitą przyrodą oraz klimatem. 


I to by było na tyle. Ostatnie dni w Gruzji, przebyte w Abchazji, po powrocie pozostało jedynie spakować się i pożegnać.Tak więc teraz, kiedy kończymy już  naszą gruzińską przygodę, chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim, którzy pomogli nam ją przeżyć. Dziękujemy ekipie Centrum Inicjatyw UNESCO oraz naszym gospodarzom - Youth Association Droni, dziękujemy naszym koordynatorom, bez których nasza praca nie byłaby możliwa, dziękujemy wszystkim którzy nam pomogli. Wszystkim kierowcom na stopie, wszystkim pytanym o drogę, wszystkim, którzy nie zawahali się nam doradzić, pomóc, a czasem i nakarmić ;)

 

Mam nadzieję, że niedługo spotkamy się jeszcze raz. Gorące pozdrowienia z lotniska w Kutaisi!
DIDI MADLOBA! 

piątek, 3 października 2014

Ekologia i dziennikarstwo - Summer under 12 stars

W ostatnim czasie całą uwagę skupiliśmy na przygotowaniu warsztatów dla dzieci. Naszym tematem przewodnim była ekologia. Jest to o tyle ważny temat, bo w Gruzji nie jest on rozwinięty, często też pomijany. Pierwszego dnia przygotowaliśmy zabawy i gry związane z tematem, w których musiały zgadywać ile poszczególny przedmiot rozkłada się etc. Ciekawie było widać zszokowanie uczestinków, gdy uświadamiały sobie jak często długo to zajmuje. Jednym z elementów warsztatów było też „sprzątanie świata”, które my znamy ze szkół, a tutaj nie jest organizowane zbyt często. Był to dzień bardzo produktywny, mamy nadzieję też, że dał dużo do myślenia dzieciom. 


Kolejne dni przygotowywaliśmy plakaty mające na celu promować ekologię. Ostatniego dnia przygotowaliśmy dla dzieci treasure hunting w pobliskim Ogrodzie Botanicznym. Zabawa spotkała się z dużym entuzjazmem dzieci, które podzielone na dwie drużyny konkurowały ze sobą, odgadując nowe zagadki porostawiane po całym miejscu. Wszystkie dzieci nagrodziliśmy ciastkami.
W weekend wybraliśmy się do Uszguli, najwyżej położonej wioski w Europie, 2200 m.n.p.m, u stóp Szchary. Spędziliśmy cały dzień idąc pod lodowiec, a wieczorem zostaliśmy ugoszczeni u jednej z rodzin. 



Po dniu spędzonym z młodzieżą z gimnazjum, często odwiedzaliśmy American Corner
– miejsce, w którym można korzystać z komputerów z dostępem do internetu, wypożyczać książki w języku angielskim, czytać amerykańskie gazety czy korzystać z amerykańskich gier planszowych. Organizowane są tutaj także kursy o różnej tematyce zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Parę razy miałam okazję przeprowadzić lekcje języka angielskiego dla pań pracujących w budynku, w którym znajduje się American Corner. Było to niezwykle ciekawe dla mnie doświadczenie, gdyż nigdy wcześniej nie uczyłam tak dojrzałych osób. 


Moment, kiedy panie  zaczęły wykorzystywać wiedzę, którą starałam się im przekazać, przyniósł mi wiele satysfakcji. Pewnego dnia zaproszono nas na spotkanie z młodzieżą uczestniczącą w zajęciach letniej szkoły. Poproszono nas o opowiedzenie o naszej pracy jako wolontariusze i o Polsce. Dzieci z zaciekawieniem słuchały o naszym kraju, a także zasmakowały im polskie słodycze, które przyniosłam na przełamanie lodów. Zaskoczyły nas propozycją, żebyśmy zostali ich widownią, gdyż chcieliby pokazać nam prezentację na temat amerykańskich świąt narodowych i krótki filmik o zajęciach i imprezach organizowanych przez American Corner. Było nam bardzo miło, że zostaliśmy tak ciepło przyjęci i spędziliśmy popołudnie w miłej atmosferze.


            





Przedostatni tydzień warsztatów poświęciliśmy na kręcenie filmów dokumentalnych dotyczących życia mieszkańców Zugdidi. Pierwszego dnia ustaliliśmy tematy naszych filmów i podzieliliśmy się na grupy. Ania przez tydzień dowiadywała się o życiu niepełnosprawnych, Gosia badała temat religijności, Tomek wypytywał mieszkańców o związki, a ja próbowałam rozmawiać z kobietami na temat ich życia w Gruzji. Każdy z nas pracował w grupie 2-3 osobowej. Dzięki temu mięliśmy świetną okazję, żeby bardziej zintegrować się z młodzieżą i pouczyć ich trochę angielskiego, gdyż zostali rzuceni na głęboką wodę – pierwszy raz nie było przy nich naszej koordynatorki lub mentorki, które pełniły rolę tłumacza. Każdy z nas pracował podobnie – najpierw musieliśmy zebrać materiał niezbędny do złożenia filmów, więc postanowiliśmy robić wywiady z mieszkańcami. 



Współpracowałam razem z dwunastoletnią Anano, która była dziennikarką, a ja kamerzystką. Niestety, ale większość pań zgodziła się na wywiady tylko języku gruzińskim, więc  musiałam zaufać Anano i jedyne co byłam w stanie powiedzieć po gruzińsku to „madloba”, czyli dziękuję po przeprowadzonym wywiadzie. Potem Lika, koordynatorka projektu, przetłumaczyła, to co nakręciłam. Muszę przyznać, że Anano wywiązała się świetnie ze swojej roli!  Po zgromadzeniu materiałów spotykaliśmy się z dziećmi w American Corner, gdzie w programie do tworzenia filmów wspólnie wybieraliśmy co nadaje się do pokazania publiczności, a co należy pominąć. Owocem naszej pracy są krótkie filmy dokumentalne, które swoją premierę będą miały dzisiaj w szkole. Ciekawe, który film podbije serca publiczności...