poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Mój pierwszy projekt osobisty – nauka hiszpańskiego dla dzieci

W czasie wolontariatu przychodzi taki czas, kiedy chce się zrobić coś samemu od początku do końca realizując własne pomysły. Dzięki temu każdy wolontariusz ma szansę na realizację swojego personalnego projektu. Moja inicjatywa narodziła się z obserwacji otoczenia wraz z drugim wolontariuszem Samuelem. Od przyjazdu wiele osób wyrażało zainteresowanie językiem hiszpańskim i kulturą tego kraju. Przez ostatnie miesiące mieliśmy także trochę kontaktu z dziećmi poprzez warsztaty dla nich prowadzone w ramach dni ekologiczne. Razem doszliśmy do wniosku, że moglibyśmy w trakcie letnich miesięcy prowadzić lekcje hiszpańskiego dla dzieci. Nasza organizacja skontaktowała się z stowarzyszeniem dla dzieci z Opatiji i tak po kilku rozmowach ustaliliśmy, że będziemy prowadzić zajęcia z języka hiszpańskiego przez dwa tygodnie w ramach letniej półkolonii.




Przygotowania zaczęliśmy już miesiąc przez rozpoczęciem zajęć. Opracowaliśmy wstępny plan po czym spotkaliśmy się z pracownikami stowarzyszanie w celu ustalenia szczegółów. Dostaliśmy od nich ogromne wsparcie oraz materiały do wykorzystania. Nasz program nauki języka hiszpańskiego opierał się głównie na zabawach, piosenkach oraz warsztatach. Ponieważ działalność naszej organizacji związana jest z ekologią, w programie uwzględniliśmy również i ten aspekt.



Zaraz przed rozpoczęciem zajęć naszym zadaniem było także wypromowanie tego wydarzenia w mediach. Moi zadaniem było zorganizowania niewielkiej konferencji prasowej dla lokalnych mediów, napisanie artykułu  i promocja na Facebooku. Konferencja prasowała była dla mnie nielada wyzwaniem... Spodziewaliśmy się przybycia na nią maksymalnie dwóch reporterów, a niespodziewania pojawiła się lokalna telewizja... Stres był dodatkowo większy, gdyż wszystko mówiłam w języku chorwackim. Z pomocą kolegi z organizacji, przedstawicielki dziecięcego stowarzyszenia oraz oczywiście mojego hiszpańskiego kolegii konferencja okazała się być sukcesem, a jej przebieg możecie oglądnąć tutaj (od minuty 11:20)


Pierwszy dzień zajęć był dla nas dość stresujący... Nie wiedzieliśmy co nas czeka i obawialiśmy się, że dzieciaki nie będę zainteresowane. Ponieważ dzieci było sporo, bo około 35, każdego dnia były one podzielone na dwie grupy i z każdą mieliśmy 1 godzinę zajęć. Na sam początek przygotowaliśmy dla nich identyfikatory z flagą Hiszpanii oraz ich imieniem, więc pierwsze 10 minut zajęć spędziliśmy na ich rozdawaniu i przy okazji zapoznawaniu się z wszystkimi imionami. Potem wszystko przebiegało bardzo szybko... Nauka podstawowych zwrotów, kolorów, liczb, różnorodne zabawy związane z częściami ciała, zwierzętami, rodziną, warsztaty recyklirania papieru, a przede wszystkim mnóstwo śmiechu i radości.



Bywały gorsze i lepsze momenty; czasami było ciężko skupić uwagę wszystkich dzieciaków i zapanować nad nimi, ale dzięki pomocy pracowników stowarzyszenia mogliśmy zrealizować wszystko to, co zamierzaliśmy. Prawdziwą satysfakcję przynosiło nam to, gdy dzieci potrafiły powtórzyć słowa z dnia poprzedniego czy zaśpiewać piosenki po hiszpańsku, których ich uczyliśmy. Przez dwa tygodnie cała nasza uwaga było skoncentrowana na lekcjach hiszpańskiego i staraniem się, aby jak najlepiej urozmaicić program. Po kilka dniach przyzwyczaiłam się, że dzieci wołają do mnie teta Marta (teta w chor. oznacza ciocia lub w bliższyh relacjach tażke pani).



Ostatni dzień był z jednej strony pełen radości – rozdawania certyfikatów dla każdego z dzieci i malowanie flagi Hiszpanii na ich policzkach, śpiewanie i tańczenie poznanych piosenek oraz wspólne jedzenie hiszpańskiej tortilli. Z drugiej jednak strony zdaliśmy sobie sprawę, że to koniec i będziemy za nimi bardzo tęsknić. Szczególnie było nam miło, gdy mówili nam jak to im się podobało i co oni teraz będą robić bez hiszpańskiego. Ostatnie adios było bardzo ciężkie, ale wspaniałe wspomnienia i uczucie samorealizacji pozostanie na długo...

czwartek, 20 sierpnia 2015

Włoskie wolontariuszki we Wrocławiu!

Hi!

We are Nicoletta and Marcella, two Italian girls. We'll talk you about our experience in the Volunteer European Service .We arrived in Wroclaw the first day of July to start the EVS project in a Summer School. We have always loved to travel and it was our first time in Poland. We really enjoy the place, its artistic heritage is really enchanting, and every day you can find different cultural project in the city like the Cinema Festival in the main square, we also have appreciate polish typical dishes like Pierogi or all the different kind of soup :) and of course polish beer .

We really enjoy the project because working with kids is very gratifying and to help them give us the opportunity to learn another language. We get in touch with polish culture. Its tradition is so ancient and the history of Wroclaw so particular, like the little statues of dwarfs that we have found in many different places, they were all making some different job.

This project give us the opportunity to meet a lot of people coming from different country like Georgian girls with whom we divide the flat and of course Sebastian our tutor who is really helping us and he is kind of a guide for us.
Our work is to organize plan for the day of the kids teaching them something while they play and have fun ,like the day of arts or tolerance or cultural difference.

We are trying to teach them the mutual respect for other people and different culture by the destroying of stereotypes. Kids seem to be very interested in the project and they are very sweet when they try to explain you something or they try to teach you their games because of their fantasy and naivety .The very difficult part is to learn Polish .

Not for the teacher but because is a very difficult language but we are trying  to learn it having fun and trying to talk with polish people.
Now we salute you and we totally recommend you this experience because it's a good experience to test our organizational skills and of course to test our selves has individual .

Goodbye !


Buzka pa!

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

To już połowa…

Zaczynając EVS wydawało mi się, że rok to bardzo dużo czasu… Gdyby przeczytałam informacje o mid-term treningu [treningu dla wolontariuszy, których projekt trwa dłużej niż 6 miesięcy - red CIU], zdałam sobie sprawę, że właśnie mija 6 miesięcy odkąd przyjechałam do Opatiji.


Pierwsze miesiące były bardzo intensywne i pracowite – zapoznawanie się z nowymi obowiązkami, poznawanie nowego miasta, ludzi, dzielenie mieszkania z drugim wolontariuszem – jednym słowem zdobywanie dużo nowej wiedzy i umiejętności. Gdy wreszcie nadeszło upragnione lato, tempo pracy  zaczęło nieznacznie spadać, ale przyszedł czas na podróżowanie i odkrywanie nowych miejsc.



Na półmetku EVSu przychodzi czas na refleksje i małe podsumowanie tego, co do tej pory udało mi się zrobić. Jest to też moment na zaplanowanie kolejnych miesięcy, aby je w 100% wykorzystać. Z tych właśnie przyczyn organizowane są mid-term treningu, na których zbierają się wolontariusze z pozostałych miejsc w Chorwacji. Nasze spotkanie odbyło się w Splicie, w środku upalnego lata.






Podróż do Splitu nie należała do najprzyjemniejszych – 9 godzin w autobusie z Rijeki do Splitu, przemierzając całe wybrzeże Chorwacji i zatrzymując się w każdym mieście po drodze… Szybko jednak zapomniałam o ciężkiej podróży widząc przepiękny Split i moich przyjaciół. Część osób, które uczestniczyło w treningu poznałam już na on-arrivalu [treningu, który odbywa się w kilka tygodni po przyjeździe do kraju goszczącego - red. CIU] w połowie lutego.





Przez kolejne 4 dni spędziliśmy czas na dyskutowaniu o naszych projektach, dzieleniem się wrażeniami, problemami i sukcesami oraz planowaniu pozostałych miesięcy naszego EVSu jak również życie po EVSie. Oprócz tego mieliśmy czas na plaże (od morza dzieliło nas 100 m), zwiedzania przepięknego (choć bardzo upalnego i zatłoczonego) Splitu oraz wspólne imprezy. Nie obyło się także bez tradycyjnej dalmatyńskiej kolacji.





Nowe znajomości, doświadczenia i świeża energia do pracy i samorealizacji to jedne z efektów treningu. Powrót do Opatiji był ciężki nie tylko ze względu na długą podróż autobusem, ale przede wszystkim na świadomość, że to już połowa mojego wolontariatu…I coraz częściej się zastanawiam jak zaplanować moje życie po EVSie…