Tydzień temu w Maison de l’Europe odbyła się konferencja z
attache kulturalnym Cypru, choć nie końca to było planowane… Zaproszono bowiem
samego ambasadora, ten jednak został wezwany na interwencję gdzieś w północnej
Afryce i na tydzień przed jego przyjazdem w Agen zadzwoniono z ambasady, żeby
wszystko anulować. Było mi szkoda mojej pracy, tak pieczołowicie składałam
setki zaproszeń na tę konferencję! Po proteście zarządu Maison de l’Europe,
przysłano nam w zastępstwie attache (na zdjęciu). Niestety, niewielu mieszkańców Agen
przyszło na jego wystąpienie, zresztą muszę stwierdzić, że nie należało ono do
szczególnie pasjonujących.
Przez ostatnie dwa tygodnie, wspólnie z niedawno zatrudnioną animatorką, pracowałyśmy
nad organizacją wieczoru obcokrajowców, który ma na celu integrację młodych z
całego świata przybyłych do departamentu jako asystenci językowi, au pair,
stażyści. Ponadto przygotowałyśmy projekt cyklu spotkań z dziećmi ze szkoły
podstawowej, którym postaramy się przybliżyć tematykę europejską. Poza tym, przypadkowo
odkryłam, które z zadań zlecanych przez Maison de l’Europe jest moim ulubionym
– co więcej, to coś, co za pierwszym razem szczerze znienawidziłam! Polubiłam
mianowicie rozwożenie plakatów i ulotek po całym mieście. Razem z moją
współpracowniczką przejeżdżamy całe Agen, opuszczone szyby samochodu, wiatr we
włosach, dyskutujemy o życiu i przy tym odwiedzamy szkoły, centra animacji,
ratusz, muzeum, bibliotekę - daje nam nie tylko odpoczynek od biura i
komputerów, ale niekiedy też okazję do rozmów z ludźmi zatrudnionymi w tych
instytucjach.
W międzyczasie zwiedziłam Bordeaux (na zdjęciu poniżej) i Tuluzę (na zdjęciu powyżej), miasta pomiędzy
którymi, prawie dokładnie po środku, leży Agen. I to nie koniec podróży: stoi
przede mną wielki plecak turystyczny i przypomina, że muszę go w końcu spakować,
co dla mnie, jak dla większości kobiet, jest sporym wyzwaniem. Jutro wyjeżdżam
i wrócę do Agen dopiero za dwa tygodnie. Zaczynam od seminarium wolontariuszy w
malutkiej wiosce koło Angoulême (właściwie, nie jestem pewna czy jest tam
rzeczywiście wioska, czy to po prostu sam ośrodek szkoleniowy, rzucony gdzieś
między lasami), stamtąd udaję się na weekend do Lyonu, po czym do Saint-Etienne
na forum młodzieży. Szczęśliwie udało mi się przekonać przełożoną do propozycji
mojego znajomego, dzięki czemu spędzę tydzień na międzynarodowym zjeździe na
temat polityki młodzieży.
Tak… tylko najpierw trzeba się spakować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz