Po zakończeniu mid-term meetingu (spotkania wolontariuszy w połowie trwania ich projektów) nie chcieliśmy tak szybko opuszczać wspaniałej Dalmacji, więc postanowiliśmy
odkryć jedną z najdalej oddalonych od wybrzeża wysp chorwackich, a mianowicie
Vis. W szóstkę kupiliśmy bilety na prom i żądni przygód wypłynęliśmy w 2
godzinny rejs. Po drodze cudowne widoki Hvaru i Bracu przypominały nam jakie
szczęście mamy mieszkając w tak przepięknym kraju. W końcu dotarliśmy do
naszego celu!
Jeszcze 20 lat temu, wyspa Vis była niedostępna dla
zwykłych turystów. I choć historia tego miejsca sięga czasów Cesarstwa
Rzymskiego (w starożytnych zapisach pojawia się pod nazwą Issa),
przez wieki wyspa była świadkiem walk i wojen, będąc bazą dla armii
brytyjskich, austriackich, włoskich aż w końcu jugosłowiańskich. W czasie
wojny jugosłowiańskiej, pełniła ona rolę fortu wojennego z
ponad 30 obiektami wojskowymi takimi jak szpital czy podziemny tunel dla
okrętów wojennych. Wojska opuściły wyspę w maju 1992 roku i dopiero wtedy
zaczął się tutaj rozwój gospodarczy, a co za tym idzie także ruch
turystyczny. Dzięki temu jednak Vis jest wciąż nieznany dla wielu osób, a
przyroda nie tknięta tak bardzo przez ludzkie ręce.
Prom zatrzymuje się w miejscowości Vis, głównego
miasta wyspy. Znajdują się ono w małej zatoce, a wpływając tam i widząc z
oddali miasto i nabrzeże czuliśmy, że jest tu… inaczej.
W Visie nie zagościliśmy na długo. Głównym celem
tego popołudnia była wizyta w supermarkecie i piekarni oraz zaopatrzenie
się w jedzenie na kolejne 15 godzin. W celu zadecydowania o miejscu spędzenia
dzisiejszej nocy, udaliśmy się do informacji turystycznej, gdzie czekał na nas
uprzejmy starszy pan. Dał nam mapy, zapytał czy mamy nocleg i wskazał ładne
plaże. Jednym z miejsc, które chcieliśmy obowiązkowo zobaczyć była plaża będąc
w top 10 najpiękniejszych plaż Chorwacji, której niestety nazwy nie mogliśmy
sobie przypomnieć. Na szczęście jej zdjęcie widniało na jednym z katalogów,
więc zapytaliśmy o nazwę miłego pana, który wskazał nam na mapie plażę Stončica. Okazała
się być oddalona 7 km od Visu, więc nie zastanawiając się wyruszyliśmy w drogę.
Standardowo zamiast środków komunikacji publicznej
liczyliśmy na pomoc dobrych kierowców. Łapanie stopa w szóstkę wydaje
się dość skomplikowane, jednak ludzie na Visie okazali się być mega
otwarci i po pół godzinie byliśmy prawie na miejscu. Do przejścia pozostały nam
zaledwie 2 kilometry, aby znaleźć się w wymarzonym miejscu. Jednak im bliżej
byliśmy morza, tym mniej wybrzeże przypominało to z katalogu… W końcu
zapytaliśmy napotkanych Austriaków o naszą wymarzoną plażę… która jak się
okazało była po przeciwnej stronie wyspy. Początkowa euforia na chwilę
przygasła, ale niezłamani udaliśmy się na szukanie innej miejscówki – jesteśmy
w końcu na Visie, więc każda plaża musi być piękna. Wdzięczni panu z informacji
turystycznej szliśmy niestrudzenie wzdłuż wybrzeża, które powoli stawało się
coraz bardziej skaliste i niebezpieczne. Silne fale uderzały o brzeg, a słońce
powoli zachodziło za horyzont…
Po wspinaczce wśród skał i zarośli w końcu dotarliśmy
na inną plażę…Ciężko było nazwać ją rajską… Przywitało nas bowiem mnóstwo
śmieci na brzegu i stary opuszczony dom z tabliczką „For sale – 500 000
EURO” (!)
Ok nic nie szkodzi. Jesteśmy na Visie, a to
najważniejsze. Szybkie rozłożenie rzeczy, ustalenie gdzie będzie nasza toaleta
i mogliśmy w końcu spożyć kolację. Gwiazdy, morze, pełnia księżyca… Ostatecznie
nie był tak najgorzej. Byliśmy na końcu długiej zatoki o nazwie Uvala
Velika Smokova, otoczeni przez lasy i bez cywilizacji w obrębie 5 km.
Zapowiadała się przyjemna lipcowa noc. Prawie już zasypialiśmy, gdy nagle
zerwał się silny wiatr. I tak wiało do 5 nad ranem. Marzenie o ciepłej lipcowej
nocy na rajskiej plaży musiało poczekać. Rano jednak obudziło nas spokojne,
czyste morze…
Przed nami były jeszcze 2 kilometry wędrówki wśród pustkowia i opustoszałych wojskowych terenów. W końcu droga asfaltowa! Na końcu drogi zobaczyliśmy te znaki i wszystko nabierało sensu.
KOMIŽA
Naszym następnym przystankiem była Komiža, która jest
drugim co do wielkości miastem na Visie. Miasto to od zawsze słynęło z
rybołówstwa. Zapiski z XVI wieku mówią, że w ciągu jednego dnia wyłowiono
aż 3 miliony sardeli. Dzięki morskiemu urodzaju miasto wzbogacało
się, co pozwoliło na zbudowanie kościoła, fortyfikacji i domów.
Jeden z kościołów w Komižy – sv. Marije (Gospe Gusarice) –powinien was szczególnie zainteresować; znany jest on bowiem z najstarszych w Dalmaciji organów, których twórcą był …. polski mnich, Stjepan Kilarević z Krakowa. Położony jest przepięknie nad samym morzem, a zaraz pod kościołem na słońcu wylegują się turyści. Widok dość niespotykany, a tym bardziej ciekawy.
Komiža ma charakter typowo śródziemnomorski – wąskie
uliczki, jasne kolory budynków i pranie rozwieszona na każdym rogu. W mieście
znajduje się także kilka pięknych plaż z cudownie przejrzystą wodą i bogatym
światem podmorskim. Tutejsze wody pełne są skorupiaków (jastog i hlap),
tuńczyków oraz innych wysokiej jakości ryb. Typowym tutejszym przysmakiem,
który można dostać w każdej piekarni jak i restauracji jest komiška
pogača. Jest to pewnego rodzaju ciasto drożdżowe napełnione w
środku farszem, którego głównym składnikiem są słone ryby typu
sardele lub anchois. Zdecydowanie must-try na Visie!
Z Komižy można dostać się także do pobliskiej
wyspy Biševo słynącej z Błękitnej Jaskini. Z racji
tego, że taka przyjemność kosztuje 150 kun, musieliśmy odpuścić, ale na pewno
warto się tam wybrać.
Noc na rajskiej
plaży – STARCIE NR 2
Opuszczając Komiže, zastanawialiśmy się, czy marzenie
o spędzeniu nocy na jednej z rajskich plaż Visu spełni się tego dnia… Łapiąc
stopa, w końcu dotarliśmy do wymarzonego miejsca. Szybko przekonaliśmy się,
dlaczego Stiniva to jedna z bardziej rozpoznawalnych plaż nie
tylko na Visie, ale i w Chorwacji.
Jednak, aby ujrzeć to prawdziwe piękno przyrody,
należy zejść po dość stromym zboczu, co może potrwać około 20 minut. Cały
wysiłek jest w pełni opłacalny, bo plaża naprawdę przypomina te na tajlandzkich
wyspach. Stinivę zamykają dwie wysokie skały tworząc niewielki przesmyk,
dochodzący do 4 metrów szerokości i oddzielający ją od pełnego morza. Widok
jest zachwycający zarówno od strony lądu jak i od strony morza….W czasie nocy
wysokie skały ochroniły nas od wiatru, a leżaki z baru idealnie sprawdziły się
do spania.
VIS
Ostatnie przedpołudnie przed załadowaniem się na
prom powrotny do Splitu, spędziliśmy w mieście Vis. Zdecydowanie bardziej
podoba mi się Komiža, ale nie mniej Vis jest również przepięknym miastem. Dość
szeroko rozciąga się wzdłuż wybrzeża, oferując odwiedzającym wiele pięknych
plaży. Centrum charakteryzuje podobna architektura o tej z Komižy. Wąskie
uliczki, jasne budynki, ale zdecydowanie więcej osób w kawiarniach i
restauracjach. Vis jest także top destynacją dla nurków z całej Europy
Wsiadając do promu żałowaliśmy, że to wszystko trwało
tak krótko. Po odpłynięciu mogliśmy jeszcze przez chwilę podziwiać Vis i jego
magiczne zakątki…
Ciekawostki
Po raz pierwszy na Visie widziałam drzewo
nazywane przez chorwatów rogač, a przez nas oficjalnie
szarańczyn strąkowy, znany jako drzewo karobowe.
Charakterystyczne dla tego drzewa są owoce, które przypominają trochę
zeschnięte banany. W środku posiadają miękki, brązowawy miąższ oraz nasiona,
które swoimi wartościami odżywczymi porównywalne są do kakao.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz