czwartek, 1 października 2015

Wyspa Vis - ucieczka do raju

Po zakończeniu mid-term meetingu (spotkania wolontariuszy w połowie trwania ich projektów) nie chcieliśmy tak szybko opuszczać wspaniałej Dalmacji, więc postanowiliśmy odkryć jedną z najdalej oddalonych od wybrzeża wysp chorwackich, a mianowicie Vis. W szóstkę kupiliśmy bilety na prom i żądni przygód wypłynęliśmy w 2 godzinny rejs. Po drodze cudowne widoki Hvaru i Bracu przypominały nam jakie szczęście mamy mieszkając w tak przepięknym kraju. W końcu dotarliśmy do naszego celu!


Jeszcze 20 lat temu, wyspa Vis była niedostępna dla zwykłych turystów. I choć historia tego miejsca sięga czasów Cesarstwa Rzymskiego (w starożytnych zapisach pojawia się pod nazwą Issa), przez wieki wyspa była świadkiem walk i wojen, będąc bazą dla armii brytyjskich, austriackich, włoskich aż w końcu jugosłowiańskich.  W czasie wojny jugosłowiańskiej, pełniła ona rolę fortu wojennego z ponad 30 obiektami wojskowymi takimi jak szpital czy podziemny tunel dla okrętów wojennych. Wojska opuściły wyspę w maju 1992 roku i dopiero wtedy zaczął się tutaj rozwój gospodarczy, a co za tym idzie także ruch turystyczny. Dzięki temu jednak Vis jest wciąż nieznany dla wielu osób, a przyroda nie tknięta tak bardzo przez ludzkie ręce.
Prom zatrzymuje się w miejscowości Vis, głównego miasta wyspy. Znajdują się ono w małej zatoce, a wpływając tam i widząc z oddali miasto i nabrzeże czuliśmy, że jest tu… inaczej.


INFORMACJA TURYSTYCZNA : MY 1:0
W Visie nie zagościliśmy na długo. Głównym celem tego popołudnia była wizyta w supermarkecie i piekarni oraz zaopatrzenie się w jedzenie na kolejne 15 godzin. W celu zadecydowania o miejscu spędzenia dzisiejszej nocy, udaliśmy się do informacji turystycznej, gdzie czekał na nas uprzejmy starszy pan. Dał nam mapy, zapytał czy mamy nocleg i wskazał ładne plaże. Jednym z miejsc, które chcieliśmy obowiązkowo zobaczyć była plaża będąc w top 10 najpiękniejszych plaż Chorwacji, której niestety nazwy nie mogliśmy sobie przypomnieć. Na szczęście jej zdjęcie widniało na jednym z katalogów, więc zapytaliśmy o nazwę miłego pana, który wskazał nam na mapie plażę Stončica. Okazała się być oddalona 7 km od Visu, więc nie zastanawiając się wyruszyliśmy w drogę.
Standardowo zamiast środków komunikacji publicznej liczyliśmy na pomoc dobrych kierowców. Łapanie stopa w szóstkę wydaje się dość skomplikowane, jednak ludzie na Visie okazali się być mega otwarci i po pół godzinie byliśmy prawie na miejscu. Do przejścia pozostały nam zaledwie 2 kilometry, aby znaleźć się w wymarzonym miejscu. Jednak im bliżej byliśmy morza, tym mniej wybrzeże przypominało to z katalogu… W końcu zapytaliśmy napotkanych Austriaków o naszą wymarzoną plażę… która jak się okazało była po przeciwnej stronie wyspy. Początkowa euforia na chwilę przygasła, ale niezłamani udaliśmy się na szukanie innej miejscówki – jesteśmy w końcu na Visie, więc każda plaża musi być piękna. Wdzięczni panu z informacji turystycznej szliśmy niestrudzenie wzdłuż wybrzeża, które powoli stawało się coraz bardziej skaliste i niebezpieczne. Silne fale uderzały o brzeg, a słońce powoli zachodziło za horyzont…
Po wspinaczce wśród skał i zarośli w końcu dotarliśmy na inną plażę…Ciężko było nazwać ją rajską… Przywitało nas bowiem mnóstwo śmieci na brzegu i stary opuszczony dom z tabliczką „For sale – 500 000 EURO” (!)
Ok nic nie szkodzi. Jesteśmy na Visie, a to najważniejsze. Szybkie rozłożenie rzeczy, ustalenie gdzie będzie nasza toaleta i mogliśmy w końcu spożyć kolację. Gwiazdy, morze, pełnia księżyca… Ostatecznie nie był tak najgorzej. Byliśmy na końcu długiej zatoki o nazwie Uvala Velika Smokova, otoczeni przez lasy i bez cywilizacji w obrębie 5 km. Zapowiadała się przyjemna lipcowa noc. Prawie już zasypialiśmy, gdy nagle zerwał się silny wiatr. I tak wiało do 5 nad ranem. Marzenie o ciepłej lipcowej nocy na rajskiej plaży musiało poczekać. Rano jednak obudziło nas spokojne, czyste morze…

Po porannej kąpieli postanowiliśmy się wydostać z naszego małego raju. Nie było to jednak takie proste, gdyż nie było tam żadnej drogi, a dojście do najbliższej cywilizacji wymagało przedarcia się przez gęsty las. Początkowo wydawało się, że jest tam jakaś ścieżka. I może była, ale 20 lat temu. W końcu po 2 godzinach, poharatani i spoceni znaleźliśmy wiejską drogę prowadzącą nie wiadomo gdzie.  Pamiętacie z początku wpisu, jak wspominałam, że do niedawna jeszcze Vis był bazą wojenną? No właśnie…a gdzie wojna, tam i miny…Po kilkunastu metrach ujrzeliśmy ten znak.






Przed nami były jeszcze 2 kilometry wędrówki wśród pustkowia i opustoszałych wojskowych terenów. W końcu droga asfaltowa! Na końcu drogi zobaczyliśmy te znaki i wszystko nabierało sensu.



KOMIŽA
Naszym następnym przystankiem była Komiža, która jest drugim co do wielkości miastem na Visie. Miasto to od zawsze słynęło z rybołówstwa. Zapiski z XVI wieku mówią, że w ciągu jednego dnia wyłowiono aż 3 miliony sardeli. Dzięki morskiemu urodzaju miasto wzbogacało się, co pozwoliło na zbudowanie kościoła, fortyfikacji i domów.

Jeden z kościołów w Komižy – sv. Marije (Gospe Gusarice) –powinien was szczególnie zainteresować; znany jest on bowiem z najstarszych w Dalmaciji organów, których twórcą był …. polski mnich, Stjepan Kilarević z Krakowa. Położony jest przepięknie nad samym morzem, a zaraz pod kościołem na słońcu wylegują się turyści. Widok dość niespotykany, a tym bardziej ciekawy.
Komiža ma charakter typowo śródziemnomorski – wąskie uliczki, jasne kolory budynków i pranie rozwieszona na każdym rogu. W mieście znajduje się także kilka pięknych plaż z cudownie przejrzystą wodą i bogatym światem podmorskim. Tutejsze wody pełne są skorupiaków (jastog i hlap), tuńczyków oraz innych wysokiej jakości ryb. Typowym tutejszym przysmakiem, który można dostać w każdej piekarni jak i restauracji jest komiška pogača. Jest to pewnego rodzaju ciasto drożdżowe napełnione w środku farszem, którego głównym składnikiem są słone ryby typu sardele lub anchois. Zdecydowanie must-try na Visie!
Z Komižy można dostać się także do pobliskiej wyspy Biševo słynącej z Błękitnej Jaskini. Z racji tego, że taka przyjemność kosztuje 150 kun, musieliśmy odpuścić, ale na pewno warto się tam wybrać.
Noc na rajskiej plaży – STARCIE NR 2
Opuszczając Komiže, zastanawialiśmy się, czy marzenie o spędzeniu nocy na jednej z rajskich plaż Visu spełni się tego dnia… Łapiąc stopa, w końcu dotarliśmy do wymarzonego miejsca. Szybko przekonaliśmy się, dlaczego Stiniva to jedna z bardziej rozpoznawalnych plaż nie tylko na Visie, ale i w Chorwacji.
Jednak, aby ujrzeć to prawdziwe piękno przyrody, należy zejść po dość stromym zboczu, co może potrwać około 20 minut. Cały wysiłek jest w pełni opłacalny, bo plaża naprawdę przypomina te na tajlandzkich wyspach. Stinivę zamykają dwie wysokie skały tworząc niewielki przesmyk, dochodzący do 4 metrów szerokości i oddzielający ją od pełnego morza. Widok jest zachwycający zarówno od strony lądu jak i od strony morza….W czasie nocy wysokie skały ochroniły nas od wiatru, a leżaki z baru idealnie sprawdziły się do spania.




VIS
Ostatnie przedpołudnie przed załadowaniem się na prom powrotny do Splitu, spędziliśmy w mieście Vis. Zdecydowanie bardziej podoba mi się Komiža, ale nie mniej Vis jest również przepięknym miastem. Dość szeroko rozciąga się wzdłuż wybrzeża, oferując odwiedzającym wiele pięknych plaży. Centrum charakteryzuje podobna architektura o tej z Komižy. Wąskie uliczki, jasne budynki, ale zdecydowanie więcej osób w kawiarniach i restauracjach. Vis jest także top destynacją dla nurków z całej Europy
Wsiadając do promu żałowaliśmy, że to wszystko trwało tak krótko. Po odpłynięciu mogliśmy jeszcze przez chwilę podziwiać Vis i jego magiczne zakątki…
Ciekawostki

Po raz pierwszy na Visie widziałam drzewo nazywane przez chorwatów rogač, a przez nas oficjalnie szarańczyn strąkowy, znany jako drzewo karobowe. Charakterystyczne dla tego drzewa są owoce, które przypominają trochę zeschnięte banany. W środku posiadają miękki, brązowawy miąższ oraz nasiona, które swoimi wartościami odżywczymi porównywalne są do kakao.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz